Header Ads

Reklama

Najnowsze

Polanica Zdrój, Karpacz - czyli nasze zmagania w Bike Maratonie 2012

Blog trochę zaniedbany, co wynika z braku czasu na jego aktualizację. Sprawy zawodowe i prywatne tak mnie pochłonęły, że nie byłem w stanie wrzucić opisu naszych trzech ostatnich startów. Przejdźmy jednak do rzeczy...


15-09-2012 r. Bike Maraton 2012 - Polanica Zdrój

Po dość długiej przerwie w startach - i niestety - treningach przyszła kolej pojechać w dość górzystym terenie. Mając na uwadze poprzednie doświadczenia postanowiłem nie brać szosowych spd, a zwykłe buty, które w razie trudności na trasie pozwalają normalnie chodzić.

Tego dnia, wraz z innymi bohaterami z drużyny, ruszyliśmy zdobywać Polanicę Zdrój. Niespecjalnie się człowiek szykował to i też nie ma co opisywać z tego etapu. Już na miejscu podjąłem decyzję, że nie startuję samotnie z drugiego sektora, a z czwartego - razem z pozostałymi członkami drużyny. W zamierzeniu nie było też walczyć o jak najlepszą pozycję, a po prostu łagodny przejazd (w moim przypadku). I tak też było. Chłopaki rwali od samego początku, dzielnie mijając km pod górę. Ja swoim tempem, gwiżdżąc sobie pod nosem różne utwory, też przemierzałem szlak. Mijani przeze mnie zawodnicy nie spoglądali zbyt życzliwie w moją stronę. Pewnie powodem był fakt, że widać po mnie iż bawię się podjazdem, a oni wylewają z siebie siódme poty. Cóż, trzymam się założonej taktyki jazdy.

Waldek i Jarek już sporo przede mną; na pewno sobie świetnie radzą, pomyślałem. Ci to umieją zjeżdżać. Właśnie, zjazdy stanowiły problem. Dlaczego? "Przeliczyłem się" z trudnością trasy i nie wziąłem spd, jak wspominałem. Podczas szybkiej jazdy w dół stopy spadały mi z pedałów i musiałem uważać, by czegoś sobie nie zrobić - łącznie ze spadnięciem z roweru.

Do mety dotarłem jako trzeci z naszej drużyny. Gratuluję chłopakom i widzę, że się cieszą z osiągniętego wyniku. Ja rozpaczam: nie oszukujmy się - brak treningów = spadek formy... Przypominam sobie początek sezonu i aż się płakać chce...

Kilka zdjęć z wyścigu. Widać, że się nie przemęczałem ;)











*   *   *

22-09-2012 r. Bike Maraton 2012 - Karpacz

W tym dniu, nie ukrywam, czułem w sobie ogromną moc. Zawiedziony po poprzednim stracie potrenowałem trochę i byłem w wyśmienitej formie psycho-fizycznej.

Nasza ekipa była dość skromna, bo wystartowałem tylko ja i Jarek. Obaj spodziewaliśmy się trudnej trasy, bo Karpacz raczej nie słynie z płaskich terenów. Analizując trasę i jej profil obraliśmy strategię. Jarek na początku wolniej by się rozgrzać. Ja - czując się przecież świetnie! - postanowiłem atakować od razu. Bez rozgrzewki. Zaryzykowałem nawet stwierdzenie, że nie biorę bidonu z wodą, bo zazwyczaj mi się nie przydaje. Dobrze, że wziąłem...

Start zaczynał się stromym podjazdem. Mając na uwadze początek sezonu - znów mój błąd - i dobre wyniki na podjazdach nie szczędziłem sił. W połowie trasy pękłem jak bańka mydlana. Potem Jarek klepnął mnie w plecy, śmignął i żarłem jego żwir spod kół. Na mecie tylko powiedział, że myślał iż coś mi się stało. Tak długo jechałem...

Na mecie rzuciłem się na bufet i zjadłem chyba z milion pomarańczy i dwa miliony bananów. Odwodniony, wygłodzony dłużej bym nie pociągnął. Dobrze, że wziąłem w trasę bidon...

Zdecydowanie najgorszy start z dotychczasowych. Człowiek uczy się na błędach i nie będę przeceniał już ani siebie, ani nic innego. Znów tęsknie do formy z początku sezonu...

Kilka fotografii ze startu w Karpaczu.






1 komentarz:

  1. Ech... Polanica i te kamieniste zjazdy dały mi nieźle w kość - od tych wibracji rąk nie czułem i w dodatku spadł mi łańcuch... Podobał mi się pomysł z finiszem na stadionie.
    Szkoda że nie udało mi się wystartować w Karpaczu (przez wielu ocenionym jako najlepsza edycja BM 2012)

    Waldek

    OdpowiedzUsuń