środa, 24 kwietnia 2013

Wkładka ma znaczenie!

Niejednokrotnie zastanawiałem się jak to jest, że niektóre spodenki kolarskie kosztują 60 zł, inne 120 zł, a jeszcze kolejne nawet ze 200 zł. Podobnie jak w przypadku wpisu o oponach na trenażer tu także gryzły mnie wątpliwości czy cena przekłada się na jakość i komfort jazdy, czy też tylko marketing winduje cenę spodenek. O ile byłem pewien, iż jakość użytego materiału zwiększa koszt zakupu tej części kolarskiej garderoby, o tyle co do samych wkładek zwanych potocznie "pampersami" miałem mieszane uczucia. Jeśli Wy też zastanawiacie się nad tym problemem zapraszam do poczytania o moich doświadczeniach w tej kwestii.

W jednym ze sklepów sportowych znalazłem podział spodenek pod względem ilości treningów: a) do rzadkich przejażdżek, b) do umiarkowanie częstych, c) do intensywnych treningów. Pomijając nieprezycyjność użytych określeń (co znaczy, że ktoś jeździ rzadko, umiarkowanie, a ktoś intensywnie? - dla każdego może być to co innego) nie byłem przekonany do wydania kilku stówek na coś, co może nie mieć żadnego przełożenia w rzeczywistości, bo po co? 
Zacznijmy od teorii.

1. Podstawy

Na pewno wielu z Was zgodzi się, że spodenki kolarskie to jeden z najważniejszych elementów ubioru kolarza. To w nich przejedziemy setki, a nawet tysiące kilometrów! Muszą być zatem wygodne i odpowiednio dopasowane (zbyt małe będą uciskać co spowoduje dyskomfort podczas jazdy, a zbyt duże będą się zwijać co spowoduje obtarcia). To one chronią nasze delikatne części przed wpływem czynników zewnętrznych.

Tradycyjne spodenki wykonane są z lycry lub z jej bardziej zaawansowanych odmian. Najczęściej posiadają szelki w celu zapobiegnięciu ich zsuwaniu się podczas jazdy. Spodenki bez szelek mają nieco dłuższy tył, który pozwala utrzymać je na swoim miejscu.

Jak wszystko w dziedzinie kolarstwa, spodenki także ewoluowały na przestrzeni lat. Produkowane są z szybkoschnących materiałów, które są miłe w dotyku, posiadają wkładkę antybakteryjną zrobioną np. z Coolmaxu w miejsce stosowananej dawniej irchy (nie było to idealne rozwiązanie z racji tego, że po pewnym czasie ircha robiła się twarda i szorstka, co podrażniało skórę), szwy nie utrudniają pracy mięśni, a wręcz je wspomagają. Szkoda tylko, że pedałować trzeba samemu ;)

2. Wkładka

Jak już wspomniałem wcześniej, zwana jest potocznie "pampersem". Koniecznie trzeba zwrócić na nią uwagę podczas zakupu kolarskich spodenek. Ircha, oczywiście, odpada. A zatem co? Praktycznie ilu producentów tyle rodzajów wkładek. Która będzie najodpowiedniejsza? Niestety wszystko zależy od kwestii indywidualnych i tym należy się kierować przy zakupie! Będą się różniły od siebie rozmiarem, kształtem i wzorem zatem spodenki należy przymierzyć, przejść się w nich po sklepie i zaobserwować swoje odczucia. Dobrze, jeżeli jest ona zbudowana z kilku paneli, posiada perforacje lub przetłoczenia - to wszystko przełoży się na nasz komfort jazdy.

Wkładka musi być mięciutka, bakteriostatyczna, przewiewna, szybko odprowadzająca wilgoć na zewnątrz i szybkoschnąca. Powinna być ona na tyle duża aby nie kończyła się w kroku, lecz schodzić ok. 2 cm na udo. Dzięki temu unikniemy otarć i obić ciała o boki siodełka. Pampers powinien być także odpowiednio szeroki na "tyłku", tak żeby obejmował obszar siedzenia na siodełku, czy inaczej płaszczyznę przylegania i największego nacisku na siodełko. Minimalna szerokość to taka, jaka obejmie kości, na których siedzimy. Nadto wkładka powinna ściśle przylegać do ciała, nie może się zwijać i rolować w kroku - w przeciwnym razie będzie cisnąć i uwierać co znacznie pogorszy komfort jazdy.

3. Pozostałe elementy mające wpływ na wygodę

     a) szwy:
     
          Sprawdzając spodenki pod kątem szwów najlepiej ubrać je na siebie i sprawdzić jak się człowiek w nich czuje. Pod palcem mogą się one wydawać miękkie, ale skóra na palcach jest grubsza niż ta na naszych intymnych częściach ciała i efekt tego "testu" będzie niemiarodajny. Jeśli po przymiarce szwy są niewyczuwalne jest to pierwszy znak, że mogą się one nadawać dla ciebie.

     b) długość nogawek
         
          Panuje powszechny pogląd, że im są one w spodenkach krótsze tym lepsze. Otóż nic bardziej mylnego! Z doświadczenia wiem, że nogawka powinna sięgać do połowy uda, a nawet może być dłuższa. Dlaczego? Zbyt krótka nie będzie zakrywać wewnętrznej części uda przez co będziemy nią ocierać o siodełko, a to po kilkudziesięciu kilometrach na pewno nie jest przyjemne uczucie. W przypadku osób, którym kolana "uciekają" w kierunku ramy (takim jak ja) może spowodować dość bolesne rany.

     c) gumka od nogawek

         Nogawki spodenek powinny kończyć się gumką, gdyż zapobiega to przesuwaniu się ich w górę uda. Ważny jest ucisk gumki na udo: nie może on być zbyt mocny, bo utrudni to krążenie krwii w nogach, staną się one zmęczone już po krótkim wysiłku, a jazda skończy się dużo szybciej niż planowaliśmy.         
I tyle teorii. Teraz przejdźmy do moich doświadczeń ze spodenkami.

1. Spodenki z Lidla  - ok. 50 zł

Zdecydowanie odradzam kupowanie najtańszych spodenek kolarskich! Owszem, są tanie co nie obciąża zbytnio naszego domowego budżetu, ale jeżeli jeździcie 5-6 razy w tygodniu po ok. 1,5 h to wam się odechce. Zrobione z podstawowej lycry, która nie odprowadzała wody powodowała nieprzyjemne uczucie "chlupotania" ;). Irchowa wkłada początkowo się sprawdzała, ale zgodnie z tym co napisałem, później zrobiła się twarda i szorstka. Po godzinie treningu miałem dość siedzenia na czymś takim. Gumki w nogawkach po pierwszym praniu zrobiły się mniejsze i uciskały na uda. Kolejne nieprzyjemne uczucie do kolekcji. Zdjęcia nie posiadam, bo już dawno je wyrzuciłem ;)

Jeżeli jeździcie sporadycznie to wydatek rzędu 50 zł na taki ubiór pewnie się sprawdzi. Dla bardziej zaawansowanych kolarzy będzie to udręka.

2. KOLARKI 5 BRET CZARNO/BIAŁE B'TWIN (rozm. M) - ok. 119 zł

Przód

Tył

Wkładka
Kolejne spodenki, które "przejeździłem". Dużo lepsze niż wcześniej wymienione. Jednak wciąż pojawiało się pewne "ale". Sklep sportowy zaliczył je do kategorii b, podanej przeze mnie wcześniej. Z racji tego, że moim zdaniem nie jeździłem intensywnie to wybrałem właśnie je. Po przymiarce i przeprowadzonych testach "na sucho" stwierdziłem, że warto je mieć.

Jak się sprawdzały? Materiał świetnie odprowadzał pot; spodenki także szybko wysychały. Szwy i gumki nie przeszkadzały w jeździe ani nie uciskały ud. Problem pojawiał się podczas długich wyjazdów. Wkładka miała delikatne tłoczenia, co powinno zwiększyć komfort jazdy, a tak nie było. Zbliżając się do 2 h treningu intymne części ciała miałem tak odrętwiałe, że najbardziej przyjemna jazda zamieniała się w istny koszmar. Co 5 minut trzeba było podnieść tyłek z siodła, by przywrócić krążenie. Myślałem nawet o wymianie siodełka na bardziej anatomiczne, ale brakowało funduszy.

Na krótsze wypady mogłbym je polecić, ale wiadomo, że ucisk "na sprzęt" może powodować powikłania zdrowotne. Wybór należy do Was.

3. Spodenki kolarskie zasponsorowane przez pracodawcę, wyprodukowane przez KINGSPORT (rozm. L) - ok. ??? zł

Spodenki od pracodawcy
Korzystałem z nich równolegle do tych z punktu 2. Większy rozmiar lepiej leżał. Pomyślałem więc, że problemy z poprzednimi wynikały ze zbyt małego rozmiaru. Wkładka grubsza, z tłoczeniami, pełen wypas. Cóż, tylko do 1,5 h treningu a potem znów drętwienie i powtórka z rozrywki. Na zawody MTB, w których uczestniczyłem z kolegami z pracy spisywały się świetnie (do 1 h jazdy). Tyle, że kocham jeździć na szosie.

Podobnie jak wyżej: na krótkie przejażdżki/treningi polecam. Na długie, szosowe treningi odradzam.

4. KOLARKI 7 XC NIEBIESKIE B'TWIN (rozm. L) - ok. 90 zł w promocji (cena reg. 199 zł)

Przód
Tył

Wkładka
Kupiłem je w komplecie z koszulką. Potrzebowałem już kompletnego stroju kolarskiego. Natrafiłem akurat na promocję i grzechem by było jakbym nie skorzystał. Spodobał mi się kolor; nie kierowałem się właściwościami.

Przez przypadek trafiłem w 10! Jeszcze tak wygodnych spodenek nie miałem na sobie. Dopasowane są idealnie, gumki nie ściskają ud, w kroku materiał się nie marszczy. Wkładka cud! Profilowana z żelowym insertem daje niesamowity komfort jazdy. Pomysł z kupnem anatomicznego siodełka chwilowo został zawieszony (aczkolwiek dla własnego zdrowia je kupię). Nie doszukałem się dokładnych informacji z czego jest zrobiona wkładka, ale dla mnie sprawdza się świetnie. Ostatni 3 h trening nie wywołał u mnie nieprzyjemnego uczucia drętwienia. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że siedzi się prawie jak w wygodnym fotelu.

Nadają się i na krótkie trasy, jak i na częste, długie oraz intensywne treningi.

Podsumowując: przez ok. 2 lata "męczyłem się" w źle dobranych spodenkach by wreszcie znaleźć ulgę. Nie myślcie, że reklamuję tutaj produkt sklepu sportowego! Chcę jedynie podzielić się z wami swoim doświadczeniem w doborze odpowiedniego stroju aby jazda i treningi były komfortowe, a nie piekielnie bolesne. Jak w przypadku opon tak i teraz przekonałem się, że nieco więcej wydanej gotówki (aczkolwiek trafiłem na promocję) przekłada się znacznie na jakość produktu i nie jest to czysty wymysł. Czasem szkoda wydać 200 zł na coś do roweru, ale wolicie więcej wydać i czerpać radość z tego co robicie, czy wydać dużo mniej i męczyć się, a w rezultacie zakupić kolejny produkt? Odpowiedzcie sobie sami na to pytanie i wybierzcie to, co dla was najlepsze :)

Zachęcam do dyskusji w komentarzach :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Specjalna opona na trenażer - czy warto?

Zapewne wielu z Was zastanawiało się czy jazda zimą na trenażerze w domu lub mieszkaniu, na balkonie, w piwnicy, w garażu itp. może być o wiele przyjemniejsza i przede wszystkim bardziej cicha; by odgłos rozpędzanej rolki nie przypominał startu Boeinga 747, sąsiedzi nie dzwonili na policję w celu zgłoszenia zakłócenia miru domowego przez "bliżej nieokreślony dźwięk dobiegający zza ściany", a najbliżsi (łącznie z psem) nie pakowali walizek w celu opuszczenia wspólnie zamieszkiwanego lokalu. O ile nie do końca wiem jak można czerpać przyjemność z jazdy w bezwietrznym pomieszczeniu wlepiając gały w licznik to odnośnie cichszej pracy urządzenia pozwolę sobie zabrać głos.

Moja przygoda z trenażerem zaczęła się 1,5 roku temu. Zakupiłem taki na jaki pozwalały mi wtedy wolne środki. Nie chciałem żeby był za tani ani za drogi. Taka średnia półka pasowała idealnie. Wiele godzin spędziłem na czytaniu recenzji różnych maszyn, przejrzałem wiele filmów na YT z prezentacji urządzeń, a wybór był o tyle trudny, że każdy z producentów zachwalał właśnie swój produkt jako "wyprzedzający konkurencję i dzięki któremu uzyskamy przewagę nad innymi zawodnikami". Bądź tu człowieku mądry.

Wybór padł na Elite Super Crono Power Mag Pack. W zestawie były jeszcze: podstawka pod przednie koło, osłona na ramę Protec i bidon. Poniżej zdjęcie urządzenia wraz z iście zachęcającym filmem producenta. Skoro zawodowcy też na nim ćwiczą to musi być niezły! Yeah!




Pominę parametry techniczne urządzenia, bo nie to jest sednem tego posta.

Pierwsza jazda na trenażerze przebiegała mniej więcej tak: mój Personal Best Trener, mój Specjalista ds. Żywienia, mój Fizjoterapeuta itd. porusza ustami, ale ja nic nie słyszę. Z ruchu warg jestem w stanie wydedukować coś w stylu: "Ku***, ja p******, co to ma być?! Świsz...e jak je...any odrzu...owiec!". Odłączyłem zatem mp3 by zorientować się o co chodzi. I nagle do moich uszu wdziera się dźwięk podchodzenia do lądowania. A że mieszkaliśmy w pobliżu lotniska krzyczę: "Baśka, pakuj się! Coś zaraz się rozbije na naszym mieszkaniu!". W odpowiedzi: "To twój trenażer głąbie jeden!". Aaaa... no i powstał kłopot... miał być taki cichy i w ogóle... Dupa.

Męczyłem siebie i innych trenażerem. Przychodzili sąsiedzi, współlokatorzy się pultali. Nie dawałem za wygraną. I tak "szumiałem" średnio 5 dni w tygodniu przez okres zimowy.

Przypadkiem trafiłem na informację w sklepie rowerowym, że w sprzedaży są specjalne opony na trenażer. Zapytałem sprzedawcy ile kosztuje "takie cudo". Cena zmroziła mi krew w żyłach. Ponad 120 zł! Za jedną oponę! Zachwalał jeszcze, że "specjalna mieszanka gumy" powoduje "niebywałą przyjemność z jazdy" a "niewiarygodnie niskie opory toczenia przekładają się na ponadprzeciętną ciszę przy jej korzystaniu". Reklama dźwigną handlu, jak mawiają. Podziękowałem i wyszedłem ze sklepu.

Postanowiłem zasięgnąć wiedzy w sieci na ten temat. Niestety w Internecie jest niebywale mało informacji odnośnie opon dedykowanych do treningu na trenażerze. Na wielu forach użytkownicy przerzucają się jedynie niepotwierdzonymi wiadomościami, nie piszą na temat, a w końcu jeden drugiego wyzywa od różnych. Dlatego mam nadzieję, że moje doświadczenia w powyższym temacie przydadzą się innym i rozwieją wątpliwości czy wybór odpowiedniej opony rzeczywiście ma przełożenie na poziom hałasu wytwarzanego podczas treningu. Wierzcie mi, że ma!

Do rzeczy.

Nazwy pierwszych opon, których używałem do treningu na Elite już nie pamiętam. Opona na pewno było drutowana, miała delikatny bieżnik, rozmiar 700x23c. Hałas podczas jazdy był niesamowity. Kolejne testowane przeze mnie "normalne" opony przedstawiam poniżej.

Michelin Orium


Parametry:
- rozmiar 700x23c
- waga 300 g
- opona drutowana typu semi-slick
- cena: ok. 60 zł

Chciałem się dowiedzieć z jakich mieszanek gum jest zrobiona opona, ale niestety Michelin mi nie odpowiedziało.

Wrażenia z jazdy:
Opona ekonomiczna, więc czego by się można po niej więcej spodziewać? Wytrzymała jeden sezon. Dość dużo gum na niej złapałem. W okresie zimowym "poświęciłem" ją na trenażer. Opona wydaje niesamowity hałas podczas treningu! Nadto kruszy się na rolce i w mieszkaniu wszędzie roznoszą się drobinki gumy. Po czym to poznać? Po rozsmarowanych na panelach czarnych śladach. Po kilkuset kilometrach opona zaczęła się rozchodzić a "kapcia" dało się złapać nawet na trenażerze.

CST Czar PRO


Parametry:
- rozmiar 700x23c
- waga 270-300 g
- TPI: 27
- Max PSI: 120
- opona zwijana
- cena: ok. 60 zł

Firma CST także nie odpowiedziała mi na pytanie odnośnie użytej mieszanki gum powołując się przy tym na tajemnicę firmową.

Wrażenia z jazdy:
Opona wykorzystywana (na razie) do treningów na trenażerze. I zdecydowanie polecam! Po ich założeniu efekt był niesamowity! Ledwo słyszalny szum nawet podczas dużych prędkości! Opona nie przenosi wstrząsów, sąsiedzi siedzą spokojnie, a ja podczas jazdy mogę nawet porozmawiać przez telefon lub spokojnie obejrzeć film. Nie jest to opona dedykowana do tego typu treningów, ale za 60 zł (ja kupiłem komplet na nowy sezon za ok. 120 zł) mamy coś, co z powodzeniem nadaje się na trenażer! Dlatego polecam każdemu kto chce nieco zaoszczędzić i nie przejmować się hałasem podczas jazdy wewnątrz mieszkania.

Podsumowując: warto poeksperymentować z oponami by cieszyć się komfortem jazdy na trenażerze. Zamiast męczyć hałasem siebie i innych wystarczy zainwestować niewiele pieniędzy by "problem" został wyeliminowany. U mnie zdarzyło się to przez przypadek, ale przekonało mnie to do tego, że wybór opony ma rzeczywiście wpływ na poziom generowanych dźwięków. Skoro w ten sposób działa opona za 60 zł firmy CST to czy jeszcze lepiej spisze się opona dedykowana na trenażer? Zaryzykuję stwierdzenie, że tak. Lecz musimy sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czy potrzeba wydawać ponad 100 zł  aby ten efekt osiągnąć, czy też w zupełności wystarczy nam to, co proponuje opona CST lub jej podobne? Niestety wiadomo, że renomowani producenci mają wyższe ceny, bo konsument płaci "za markę". Mnie obecnie uzyskany efekt wystarcza i jeśli zapytacie jaką bym oponę na trenażer polecał to właśnie CST Czar Pro!

niedziela, 7 kwietnia 2013

Kibice - przekleństwo czy błogosławieństwo?

Paryż-Roubaix. "Piekło północy" - jak go ochrzcili reporterzy to jeden z najtrudniejszych wyścigów kolarskich w sezonie zaliczany do klasyków. Ponad 250 km trasy, w tym ok. 55 km po brukowanej kostce. Korzenie, dziury, uskoki, luźny żwir, piach, czasem warunki atmosferyczne - to wszystko tylko "czyha" na nieuważnych kolarzy by posłać ich na ziemię. Krew, pot a czasem i łzy towarzyszą temu widowisku. Paryż-Roubaix jest na tyle spektakularny, że przyciąga przed ekrany telewizorów, komputerów, tabletów, smartfonów i przed inne odbiorniki tysiące fanów kolarstwa. Drugie tyle kibiców wygląda swoich faworytów na trasie dopingując ich oklaskami, trąbkami i okrzykami. Lecz to właśnie oni, paradoksalnie, są największym zagrożeniem dla swoich idoli. Ten post będzie właśnie o nich.

Zagadnieniu "nadgorliwych kibiców" postanowiłem poświęcić ten wpis po obejrzeniu tegoroczego Paris-Roubaix, gdzie na kilkanaście kilometrów przed metą Stijn Vandenbergh będący w grupie z Cancellarą i Vanmarckiem, jadąc poboczem dla wygody, niemalże wpadł w publiczność stojącą zbyt blisko trasy przejazdu. Przez to wybicie z rytmu Vandenbergh stracił koncentrację i szansę na walkę o zwycięstwo. Ci, którzy się ścigają wiedzą jak takie zdarzenie może wpłynąć na psyche i w mgnieniu oka zdemotywować zawodnika. Ostatecznie wyścig ukończył na 20. pozycji. Czy może za to winić fanów sportu? Myślę, że może. I pewnie tak jest.

Sam jako kolarz-amator wielokrotnie miałem do czynienia ze zbytnim "okazywaniem entuzjazmu" zawodnikom przez kibiców. Wygląda to tak: w pocie czoła jedziesz po trasie. Jesteś w pełni skoncentrowany. W głowie tylko ty, rower i trasa. Kręcisz ile sił, pilnujesz techniki. Na trudnych odcinkach walczysz ze swoimi słabościami. I nagle przed ciebie wybiega jakiś golas (czy ktokolwiek inny), biegnie obok ciebie, klepie cie po plecach, oblewa wodą czy innymi płynami, coś tam wykrzykuje po swojemu, trąbi wuwuzelą, a w Tobie się gotuje. I masz go ochotę pozdrowić nie-serdecznym palcem. O co takim ludziom chodzi? Co nimi kieruje? Chyba zbyt dużo procentów we krwii i siano w głowie. I co mam powiedzieć? Że popieram Contadora, który uderzył pięścią kibica utrudniającego mu podjazd pod Alpe d'Huez w Tour de France 2011? Może to i nieładne zachowanie profesjonalnego zawodnika, ale osobiście mam nadzieję, że nauczył moresu tego "gościa". Niestety takich "fanów" jest więcej...

 

Drodzy kibice, którzy to czytacie: nie mam nic przeciwko Wam! Przeciwko entuzjazmowi jaki przejawiacie i nam okazujecie też nie! Lecz róbcie to z głową! My, kolarze-amatorzy, musimy dzielić dostępny nam czas między obowiązki zawodowe i rodzinne. To, co nam zostaje przeznaczamy na swoje treningi. Pracujemy tak tygodniami, miesiącami, latami. Robimy to by osiągnąć zamierzony cel: poprawić wynik z zeszłego roku lub zwyciężyć w naszym priorytetowym wyścigu. Przez nieodpowiedzialne zachowanie niektórych z Was cała ta praca może pójść na marne! To straszny cios dla zawodnika; bardzo demotywujący.

Dlatego prośba do Was: kibicujcie nam rozsądnie! Nie stójce za blisko trasy przejazdu - z pewnej odległości więcej obejmiesz wzrokiem, a wystająca ręką/torebka/plecak/flaga/trąbka itp. itd. nie będzie zagrożeniem, które doprowadzi do kraksy. Nie rzucajcie w nas niczym - możesz uszkodzić sprzęt a chwilowa dekoncentracja spowoduje nasz upadek. Nie biegnij obok i nie pchaj - chcesz się sprawdzić w bieganiu to wystartuj w zawodach; pchnięcie z tyłu/boku to prawie pewna gleba, a gdybym chciał poleżeć to zostałbym w domu. Szanujmy siebie nawzajem.

Bierzcie przykład z małych dzieci, które patrzą na nas z dystansu, często machają rączkami i flagami, dopingują. To w takim dopingu jest w tym jakiś czar! Poza tym miło pomyśleć, że być może dla takiego dziecka zawodnik będzie inspiracją; da mu pomysł na życie.

Powtórzę to raz jeszcze: szanujmy się nawzajem. Bez Was wyścigi nie sprawiałby nam takiej przyjemności, a i my dostarczamy rozrywki dla Was. Uzupełniajmy się, a nie przeszkadzajmy sobie nawzajem. Niemniej liczę na Was i do zobaczenia na trasie! :)

A na koniec kompilacja filmików z "ciekawych" wydarzeń podczas różnych wyścigów :) 
PS. Kibice potrafią być naprawdę pomysłowi!




wtorek, 2 kwietnia 2013

HubDock - szybka wymiana tylnego koła

Zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, czy wymiana tylnego koła może być łatwa, szybka, przyjemna i przede wszystkim czysta? Ja to pytanie zadawałem sobie wielokrotnie po złapaniu "gumy" będąc gdzieś w trasie lub w sytuacjach, gdy chciałem wymontować koło z roweru w celu jego transportu w bagażniku. Godziłem się z takim stanem rzeczy i sądziłem, że "tak po prostu musi być"; to przecież normalne, że ściągnięcie tylnego koła wiąże się z pewnymi trudnościami i ubrudzeniem sobie rąk. Tak było aż do dziś. Do momentu, w którym dowiedziałem o systemie HubDock.

Szukając ciekawych informacji, które mogę wrzucić na fanpage FB i Google+ przez przypadek natrafiłem na artykuł o "innowacyjnym systemie HubDock, dzięki któremu wymiana tylnego koła nigdy nie była tak szybka, czysta i przyjemna". W zasadzie nawet nie wiem czemu tam zajrzałem, ale od momentu, gdy przeczytałem o tym systemie nie marzę o niczym innym jak o jego seryjnym zastosowaniu we wszelkiego typu rowerach!

Jak to mówią "po nitce do kłębka" i tak poznałem szczegóły rozwiązania HubDock. Jego prostota aż poraża, ale czemu nie zastosowano tego wcześniej? Nie mam pojęcia. Zmierzając do sedna sprawy: HubDock to taki sposób montażu koła i kasety, że po jego wyciągnięciu tylna zębatka zostaje przy ramie, a koło samo "wyskakuje" z tylnego widelca. Najlepiej zobrazuje to filmik zamieszczony przez pomysłodawcę Leonarda Ashman'a na YouTube.


Prawda, że świetne rozwiązanie?!

Skąd taki pomysł w głowie Leonarda Ashman'a? Otóż zrodził się on w momencie, gdy podejrzał jak jego teść wymienia tylne koło w rowerze. Zajęło mu to strasznie dużo czasu i przy tym nieziemsko się ubrudził. Z racji tego, że Leonard jest projektantem rowerów wpadł on na dość nietypowy pomysł, który mogliście obejrzeć na powyższym filmie. Od tamtej pory jego urządzenie przeszło wiele prób i testów wytrzymałościowych aż doprowadzone do obecnego stanu czeka na zastosowanie przy seryjnej produkcji rowerów. W chwili obecnej Ashman zbiera fundusze za pośrednictwem KickStartera na rozruchu interesu (więcej tu: http://www.kickstarter.com/projects/486778887/hubdock-quick-release-rear-wheel).

Zalety jego rozwiązania? Zgodnie z tym co pisze on sam:
  1. Kolarz nigdy nie dotyka brudnego łańcucha. Wymiana tylnego koła nigdy nie była łatwiejsza i czystsza.
  2. Oszczędność miejsca podczas przewożenia kół - tylna kaseta zostaje przy ramie.
  3. Przełożenie siły z pedałowania na moment obrotowy jest bardziej efektywne.
  4. Tylne koło jest przymocowane stabilniej do ramy niż w przypadku standardowego mocowania.
  5. Takie rozwiązanie jest szybkie, wygodne i stabilne.
  6. Waży tylko 415 gram.
  7. Raz ustawiona nie wymaga więcej regulacji.

Jak dla mnie: nic dodać nic ująć. Świetne rozwiązanie, szybkie w montażu i przede wszystkim "czysta sprawa". Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości system HubDock okaże się standardem w tylnym kole i będzie także w moim rowerze. Trzymam kciuki za wynalazcę, by mu się udało!